Przedszkolne wirusy zwalają mnie z nóg. choćby moje dziecko nie przechodzi ich tak źle

mamadu.pl 2 tygodni temu
Infekcje, które dzieci przynoszą z placówek edukacyjno-opiekuńczych, często są dużo gorsze dla rodziców. Wiele matek skarży się, iż gorzej niż dziecko przechodzi różne zakażenia, a to dlatego, iż jako dorośli inaczej chorujemy. Problemem jest przede wszystkim to, iż nie poświęcamy odpowiednio dużo czasu w sen i regenerację podczas choroby.


Rodzice chorują z dzieckiem


"Odkąd jestem mamą przedszkolaka, staliśmy się z mężem dosłownie wrakami. Nie mówię to o ogromie obowiązków, szykowaniu dodatkowych prac czy organizowaniu na ostatnią chwilę kasztanów na zajęcia plastyczne. Chodzi mi głównie o aspekt zdrowotny" – zaczyna swoją wiadomość Agata, mama 4-latniego Antka.

"W zeszłym roku mój syn Antek pierwszy raz poszedł do przedszkola. Wszyscy to bardzo przeżywaliśmy, bo jest jedynakiem. Wcześniej zajmowałam się z nim na zmianę z jego babcią, czyli moją teściową. Bardzo nam pomogła, bo dzięki niej, zamiast iść do kiepskiego żłobka (jednego w naszej okolicy), Antek mógł pierwsze lata życia spędzić w domu z babcią, która dodatkowo jest pedagogiem, więc genialnie wspierała rozwój naszego synka.

Od kiedy poszedł do przedszkola, przeżywamy jakąś chorobową klątwę. Nie dość, iż on jest co chwilę chory, to jeszcze wszystkie infekcje po kolei dopadają też mnie i męża. W zeszłym roku co chwila byłam w domu na L4, bo jak nie grypa to jakaś angina albo leczenie go z owsicy".

Słabsza odporność dorosłych


Mama chłopca zauważyła, iż w drugim roku przedszkola syn mniej choruje. Ona jednak przez cały czas kiepsko przechodzi infekcje, którymi zaraził ją przedszkolak: "Antek teraz w tym drugim roku już jakoś lepiej znosi chodzenie do przedszkola i rzadziej choruje, ale od września (a mamy dopiero początek listopada!) zaliczyliśmy już obydwoje grypę, wszawicę, a w ostatni weekend – rotawirusa.

Najgorsze dla mnie jest to, iż ja jako dorosła osoba powinnam mieć już niezłą odporność. Zawsze wydawało mi się, iż wcale dużo nie choruję i odkąd nie jestem dzieckiem, to omijają mnie wszelkie zakażenia – choćby COVID-19 w pandemii przechodziłam tylko raz i to dość łagodnie. Teraz zwalają mnie z nóg przedszkolne wirusy. Grypę kilka tygodni temu przechodziłam tak źle, iż mąż dodatkowo musiał wziąć urlop, bo nie byłam przez kilka dni w stanie podnieść się z łóżka.

Antek tymczasem po 4 dniach czuł się tak, jakby w ogóle nie był chory, a to on 'przyniósł' chorobę z przedszkola. Później była wszawica, której udało nam się jakimś cudem uniknąć. Martwiłam się, bo mam długie gęste włosy i nie wiem, jak bym zniosła leczenie, gdybym zaraziła się od Antka. Teraz przechodziłam rotawirusa i znowu okazało się, iż moje dziecko przeszło go dużo łagodniej niż ja".

Rotawirus w natarciu


Nasza czytelniczka opowiada o tym, jak źle w porównaniu do dziecka zniosła zakażenie rotawirusem: "U niego zaczęło się od bólu brzucha w piątek wieczorem i biegunki w nocy, ale w sobotę przy lekkostrawnej diecie nic już mu nie było. Ja natomiast całą sobotę i niedzielę przeleżałam w łóżku, snując się tylko do toalety, w której musiałam mieć miskę. Wymioty i biegunka totalnie zmiotły mnie z planszy i mąż rozważał choćby zawiezienie mnie do szpitala, bo obawiał się mojego odwodnienia.

Minął tydzień od tego rotawirusa, a ja przez cały czas nie czuję się w pełni sił. Antek natomiast już dawno zapomniał, iż w ogóle był chory. Zastanawiam się, czemu tak jest i czy inni rodzice też tak mają? Czy tylko ja tak źle przechodzę przedszkolne infekcje, choć mojemu dziecku nie dzieje się nic groźnego (a to ono mnie zwykle zaraża)? Chętnie dowiem się od innych rodziców, czy mają też jakieś sposoby na przedszkolne choroby i zapobieganie im" – kończy wiadomość Agata.

Idź do oryginalnego materiału