Tradycja czy koszmar?
W wielu domach "wbijanie tortu w twarz" uchodzi za zabawną rodzinną tradycję urodzinową. Przykładowo w Meksyku czy Ameryce Południowej to rytuał, w którym biorą udział całe rodziny.
Ale to, co dla dorosłych bywa śmieszne, dla dziecka jest szokiem i upokorzeniem. Internet nie bez powodu zareagował tak ostro: bo trudno mówić o świętowaniu, gdy solenizant płacze i czuje się skrzywdzony.
Sama pamiętam przyjęcie, na którym kuzyn dostał "dla żartu" ciastem w twarz
– do dziś wspomina to jako moment upokorzenia, a nie zabawy.
Dziecko to nie rekwizyt
Najbardziej poruszające w tej historii jest to, iż chodziło o roczne dziecko. Maluch w tym wieku nie rozumie jeszcze żartów i nie odróżnia zabawy od ataku. Jego świat opiera się na poczuciu bezpieczeństwa i przewidywalności.
Wyobraźmy sobie teraz gwałtowne wciśnięcie tortu w twarz. Nie ma to nic wspólnego z euforią – dla dziecka to strach, szok i dezorientacja. Zamiast zdjęcia pełnego uśmiechu mamy łzy i poczucie, iż dorosłym można ufać tylko do pewnego momentu.
Paradoks: mąż też tego nie znosił
Co ciekawe, mama, która opisała sytuację na forum Reddit, podkreśliła, iż jej mąż sam jako dziecko nienawidził tej tradycji. A jednak teraz chciał ją powtórzyć. To pokazuje, jak silna bywa presja rodzinnych zwyczajów.
Często słyszymy: "Tak się zawsze robiło, więc musimy robić to dalej".
Ale czy naprawdę musimy? Moim zdaniem rodzic, który pamięta własne złe doświadczenie, powinien być pierwszym, który powie: "Stop, to koniec tego zwyczaju".
Powtarzanie tego, co nas bolało, nie jest tradycją – to totalny brak refleksji.
Bezpieczeństwo ponad wszystko
W komentarzach internauci zwrócili uwagę także na bardzo poważne ryzyko dla zdrowia. Ciasto może zablokować drogi oddechowe, dziecko może się zakrztusić albo doznać urazu szyi. Roczny maluch pozostało bardzo kruchy i delikatny. Pomyślmy: czy naprawdę warto narażać zdrowie dziecka tylko po to, żeby "wszyscy się pośmiali"?
Dla mnie to argument zamykający sprawę. Tradycja, która wiąże się z potencjalnym niebezpieczeństwem, nie powinna mieć racji bytu.
Granice dziecka to granice rodziny
Ta historia to nie tylko spór o tort. To pytanie o granice – o to, czy w rodzinie uczymy dziecko, iż ma prawo mówić "nie". jeżeli dorośli pokazują mu, iż jego sprzeciw czy strach nic nie znaczy, uczą je uległości. A konsekwencje mogą być poważne: dziecko dorasta z przekonaniem, iż inni mogą naruszać jego granice, bo "tak trzeba".
Pierwsze urodziny mogą być więc symbolicznym momentem: albo budujemy w dziecku poczucie własnej wartości, albo uczymy je, iż jego emocje są mniej ważne niż tradycja.