Traktują świetlice jak darmowe sale zabaw. "Jak się Jasiowi znudzi, to dzwoni po mamę"

mamadu.pl 23 godzin temu
Za moich czasów świetlica dla całej szkoły zajmowała jedną niewielką klasę. Większość dzieci, jeżeli nie odbierali ich rodzice lub dziadkowie, samodzielnie wracała do domu. Tam czekali na bliskich. Dziś rodzice wolą, by ich pociechy były zaopiekowane i chętnie zapisują dzieci na świetlicę. Ale czy nie zbyt chętnie?


Wielu rodziców narzeka, iż szkolne świetlice są mocno przepełnione. Brakuje sal, ale i opiekunów, przez co po kilkadziesiąt dzieciaków gnieździ się w niewielkich klasach. Jest hałas i chaos, ciężko się uczyć, odrobić lekcje, poczytać, a choćby się pobawić. Panie choćby nie podejmują prób prowadzenia jakichś zajęć.

Zbyt dużo dzieci


– Świetlica to przechowalnia, która tylko szkodzi uczniom. Syn ciągle narzeka na ból głowy, a ja nie mam go jak wcześniej odebrać. Lubi tylko piątki, bo są bajki i dzięki temu jest trochę spokojniej – narzeka mama 9-letniego Stasia.

Ci, którzy nie chcą, by dziecko samo siedziało w domu, mówią wprost o lenistwie innych rodziców. Każdego roku wysuwają podobny argument: – Tak naprawdę świetlice są udogodnieniem dla rodzin, w których obydwoje rodzice pracują. Tymczasem ci, którzy mogliby zapewnić dzieciakom opiekę, np. mama jest w domu z niemowlakiem lub tata pracuje zdalnie, wcale nie chcą, by dziecko wcześniej wróciło do domu – skarży się mama 8-letniej Hani i dodaje: – Córka mówi, iż jej koledzy dzwonią po rodziców, gdy im się znudzi siedzenie na świetlicy. Wtedy wracają do domu. Jakby to był plac zabaw.

To wina rodziców?


Dyrektorzy rozkładają ręce i starają się, jak mogą pomieścić wszystkie dzieci, ale to nie takie proste. – Ja w czwartej klasie sama wychodziłam z domu, zmykałam drzwi i potem z kluczem na szyi wracałam. Teraz rodzice się boją i taki uczeń siedzi do 17:00-18:00 w szkole, czeka, aż ktoś go odbierze. Zobaczymy, czy sama jako mama za rok będę miała na to odwagę. Jednak warunki panujące w świetlicach są niekorzystne dla dzieci. Niby są klocki, książki i gry. Wydawało mi się, iż po tylu godzinach zabawy córka powinna wracać wypoczęta, a jest padnięta i nie ma siły na naukę – mówi mi mama 9-letniej Justyny.

– Świetlica była dla nas oczywistym wyborem, ale minął wrzesień i syn nie chce tam zostawać. Narzeka na to, iż jest zbyt głośno i dzieci są niegrzeczne, jakby pani nie panowała nad nikim. Nie ma miejsca, by pograć czy porysować. Nie wiem, czemu ma to służyć? Jestem przekonana, iż gdyby rodzice, którzy są w domu, odbierali dzieci, na pewno by to rozluźniło sale. Od razu warunki by się poprawiły – dodaje mama 7-letniego Ignacego.

A jak wygląda sytuacja w świetlicach szkolnych u waszych dzieci?


Idź do oryginalnego materiału