Udawaliśmy nieobecność w domu, by unikać spotkań z wnukami.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Przestaliśmy otwierać drzwi, żeby nie widywać wnuków

Nigdy bym nie pomyślał, iż kiedyś powiem na głos: „Nie chcę, żeby wnuki przyjeżdżały”. Teraz jest mi wstyd z powodu tej myśli. Każda historia ma jednak swoją drugą stronę i być może, gdy poznacie naszą, zrozumiecie, dlaczego z żoną zaczęliśmy się ukrywać w naszym własnym mieszkaniu.

Mam teraz 67 lat, a moja żona 65. Wczesnym wieku zostaliśmy dziadkami: nasza córka miała zaledwie 30 lat, kiedy po raz pierwszy została mamą. Mała Weronika pojawiła się na świecie i mieliśmy wrażenie, jakby do naszych żył wpłynęła druga młodość. Biegaliśmy z wózkiem po parku, opiekowaliśmy się nią z przyjemnością, kupowaliśmy zabawki, rozpieszczaliśmy. Byliśmy przepełnieni szczęściem, żartowaliśmy: „Wcześnie zostaliśmy dziadkami – ale teraz wszystko nadrobimy”. I rzeczywiście, wtedy wydawało się to błogosławieństwem.

Potem pojawiło się drugie dziecko — znów dziewczynka. Pokochaliśmy ją całą duszą, opiekowaliśmy się nią, zabieraliśmy na weekendy, pomagaliśmy, jak tylko mogliśmy. Córka nas nie prosiła — sami nalegaliśmy. Kochamy przecież swoje dzieci i wnuki. Ale później pojawił się trzeci ciążowy news – bliźniacy. I wszystko zmieniło się w jednej chwili.

Pojawiło się dwóch chłopców, a nasz dom wypełnił się chaosem. Skończyły się ciche weekendy, zaczęło się prawdziwe przedszkole. Krzyki, bieganina, ciągły płacz – wszystko się pomieszało. Byliśmy wyczerpani. Nie z miłości, ale ze zmęczenia. Do tego momentu przeszedłem operację serca, a lekarze zabronili żonie podnoszenia ciężarów. Ale córka jakby tego nie zauważała. Dzwoniła, mówiła: „Już jedziemy”, choćby nie pytając, czy jest nam to na rękę. Czasami przyjeżdżali bez ostrzeżenia, po prostu stawiając nas przed faktem dokonanym.

Pewnego dnia, widząc ich przez okno, jak zbliżają się do klatki, podszedłem do żony i szepnąłem: „Udawajmy, iż nas nie ma w domu”. Skinęła głową w milczeniu. Wyłączyliśmy światło, nie poruszaliśmy się. Pukali, dzwonili, choćby próbowali otworzyć drzwi własnymi kluczami — ale schowaliśmy się jak dzieci.

Kiedy sobie poszli, żona zalała się łzami. Nie z radości, a z goryczy. „Jak do tego doszło?” — zapytała. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

Kochamy nasze wnuki, ale nie jesteśmy domem opieki z funkcją darmowego przedszkola. Chcemy przeżyć nasze życie w spokoju, czasem pobyć we dwoje, poczytać książki, pójść do teatru. Nie jesteśmy zobowiązani do bycia całodobowymi opiekunkami zastępującymi rodziców.

Córka się obraziła, kiedy dowiedziała się, iż byliśmy w domu, ale nie otworzyliśmy. Powiedziała, iż staliśmy się egoistami. A ja myślę: czy egoizmem jest chęć odrobiny ciszy i poszanowania własnego czasu?

Piszę tę historię nie, żeby się usprawiedliwiać. Po prostu chcę powiedzieć: starość to nie wyrok i nie krzyż. choćby babcie i dziadkowie mają prawo do odpoczynku i własnych granic. Miłość do wnuków nie oznacza pozwalania, by ktoś nami pomiatał. Oznacza kochać, ale nie tracąc siebie.

Idź do oryginalnego materiału