Ukrywana prawda mojego imienia przez dwadzieścia lat.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Cena mojego imienia: prawda, którą przede mną ukrywano przez dwadzieścia lat

Zawsze nosiłam nazwisko matki – Nowak. Z ojcem nigdy nie utrzymywałam kontaktu, a adekwatnie choćby go nie pamiętałam. Mama mówiła, iż zostawił nas, gdy miałam niecałe dwa lata, i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Długo nie pytałam. Uważałam, iż tak musi być. Jest mama, jest babcia, jestem ja – i to wystarczy.

Ale gdy skończyłam dwadzieścia lat, wszystko się zmieniło. Znalazłam pracę w archiwum miejskiego urzędu. Nudna, papierkowa robota, ale blisko domu i w miarę regularne godziny. Po miesiącu szefowa kazała mi uporządkować stare teczki w dalekim regale. I tam, między aktami, zaświadczeniami i wyciągami, natknęłam się na znajomą okładkę. Mój akt urodzenia.

— Dziwne — pomyślałam. — Skąd on się tu wziął?

Otworzyłam dokument i zamarłam. W rubryce „ojciec” widniało nazwisko: Krzysztof Igor Wolski. Nie Nowak. I nie puste pole. A przecież mama powtarzała, iż ojciec nigdy mnie nie uznał. Że uciekł, iż nie zostawił choćby kartki. A tu – oficjalny wpis.

Cały dzień nie mogłam dojść do siebie. Siedziałam, wpatrzona w ten papier, jak w okno do innej rzeczywistości. Wieczorem poszłam do mamy. Prasowała ubrania i oglądała serial.

— Mamo… kto to jest Krzysztof Wolski?

Ręka z żelazkiem zawisła w powietrzu. Powoli odłożyła je na podstawkę i usiadła.

— Gdzie usłyszałaś to nazwisko?

— W dokumentach. W archiwum. Znalazłam swój akt urodzenia. Jest wpisany jako mój ojciec. Mówiłaś, iż was porzucił… ale jeżeli mnie uznał…

Mama spuściła wzrok.

— Przepraszam, skłamałam. Bałam się. Nie chciałam, żebyś znała prawdę.

I opowiedziała. Wszystko. Bez zatajenia.

Krzysiek był jej pierwszą i jedyną miłością. Poznali się w technikum, byli nierozłączni, marzyli o wspólnym życiu. Gdy mama zaszła w ciążę, od razu się oświadczył. Ale jego rodzice stanowczo się sprzeciwili. Uważali mamę za niegodną: bez pieniędzy, bez pozycji, z prostej robotniczej rodziny. Próbował walczyć, ale matka zagroziła, iż wydziedziczy go, wyrzuciła z domu.

Pobrali się. Mama była w piątym miesiącu. Mieszkali w wynajętym pokoju, liczyli każdy grosz. A potem Krzyśka wzięli do wojska. Pisał listy, dzwonił, prosił, żeby czekała. Ale po dwóch miesiącach kontakt się urwał. Mama pojechała do jego miasta – a tam powiedziano jej, że… ożenił się. Z inną. I iż spodziewają się dziecka.

Mama wtedy zemdlała w urzędzie stanu cywilnego. Wsiadła do pociągu i już nigdy nie wróciła do tamtej dzielnicy. Urodziła mnie, dała mi swoje nazwisko. Ale Krzysiek, jak się okazało, porzucił tamtą rodzinę już po roku. I przyjechał. Przywiózł słodycze, prezenty, pieniądze. Chciał być ojcem. Mama go wyrzuciła. A on, mając już wpływy i pozycję, sam dopilnował, by jego nazwisko znalazło się w moim akcie urodzenia.

Potem przyjeżdżał jeszcze dwa razy. Ale mama nie wybaczyła. I nigdy mi o nim nie mówiła.

Długo milczałam. W piersi kipiało. Ale już następnego dnia pojechałam. W aktach była jego adnotacja z adresem.

Mieszkał w domku w osiedlu za miastem, dwadzieścia kilometrów dalej. Długo stałam przed bramą. W końcu zadzwoniłam.

Otworzyła kobieta. Moja macocha. Nie była zaskoczona.

— Jesteś Ania? Czekał na ciebie wiele lat. Wejdź.

W salonie siedział mężczyzna z siwizną we włosach i błękitnymi oczami, tak znajomymi, iż aż zabolało.

— Witaj, córeczko…

Płakałam. On też. A potem długo opowiadał wszystko, czego nie wiedziałam. Jak szukał, jak czekał, jak pisał listy, które mama odsyłała. Jak chciał przyjść do szkoły, ale nie śmiał. Jak cieszył się, gdy dowiedział się, iż mieszkam w mieście – ale nie miał prawa burzyć mi życia.

Teraz się spotykamy. I już nie jestem Ania Nowak – ale Ania Wolska. Bo w mojej duszy wreszcie znalazło się miejsce na prawdę. I na ojca.

Idź do oryginalnego materiału