Witalkowi było dopiero trzy lata, kiedy stracił mamę. Zgoniła go w ostatniej chwili z odjeżdżającego motoru, a potem w jej czerwonej sukni wybuchł blask, po czym zapadła ciemność i cisza. Długie godziny leżał nieprzytomny, dopóki lekarze nie przywrócili mu wzroku.
Wszyscy bali się, iż zapyta o mamę i zacznie ją wołać, ale chłopiec milczał. Milczał pół roku, aż pewnej nocy wykrzyknął: Mamo!. Sen przywrócił mu wspomnienia, a w oczach znów zapłonął czerwony płomień. Wtedy już mieszkał w domu dziecka na warszawskiej ul. Marszałkowskiej i nie rozumiał, po co go tu przyprowadzono. Zwykł codziennie stać przy dużym oknie, z którego widać była ulicę i główny deptak, i patrzeć w dal.
No i co tak tu stoisz cały czas? marudziła starsza opiekunka Tekla, machając mopem.
Czekam na mamę. Przyjdzie po mnie. odpowiedział chłopiec.
Och, kochany, nie stań tu na noc. Pójdziemy na herbatkę. zasugerowała Tekla.
Dobrze, zgodził się Witalek, po czym znów wrócił do okna, drżąc, gdy ktoś podchodził do domu.
Dni zamieniały się w tygodnie, a Witalek nie opuszczał swego miejsca, czekając, aż po szarej codzienności wyłoni się czerwona suknia i matka wyciągnie mu rękę, mówiąc: W końcu cię znalazłam, synku!. Tekla płakała, patrząc na niego, i odczuwała większy żal niż wobec innych podopiecznych, choć nie mogła mu pomóc. Lekarze, psychologowie i inni doradzali, iż nie warto tak długo czekać, iż nie powinien stać przy oknie noc i dzień, bo jest mnóstwo zabaw i przyjaciół. Witalek kiwał głową, ale zaraz po ich odejściu wracał do swojego punktu obserwacyjnego. Tekla nie potrafiła policzyć, ile razy widziała jego sylwetkę za szkłem.
Pewnego dnia Tekla wróciła do domu zmęczona, przechodząc przez most kolejowy w Łodzi. Tam stanęła młoda kobieta, wpatrzona w przepaść. Nagle wykonała niepostrzeżony gest, a Tekla od razu zrozumiała, co chce zrobić.
Co za głupia! powiedziała, podchodząc nieco bliżej.
Co? Co pan powiedział? zapytała nieznajoma, patrząc surowo na Teklę.
Głupia mówię! Co ci w głowie siedzi, niegodziwo? Nie wiesz, iż to grzech wielki, odmawiać sobie życia? To nie ty wybrałaś, nie ty ją kończysz! wykrzyknęła kobieta.
A co jeżeli nie dam rady już dłużej? zapytała z desperacją.
To chodź do mnie. Mieszkam przy przejściu i możemy pogadać. Tu nie ma sensu stać. odpowiedziała Tekla i poszła dalej, nie odwracając się.
Jak masz na imię, głupku? dopytała.
Jagoda. odpowiedziała nieznajoma.
Jagoda tak nazywała się moja córka, zmarła pięć lat temu. Złamała się poważnie i w ciągu roku spłonęła, zostawiając mnie sierotą. Mieszkam sama, nie mam dzieci, wnuków ani męża. Nazywam się Tekla. Wejdź, mój dom nie jest pałacem, ale przynajmniej jest mój. Teraz się przebiorę, nakryję stół i wypijemy herbatę, wszystko się ułoży. powiedziała Jagoda, uśmiechając się ciepło.
Dziękuję, ciociu Teklo. odpowiedział Witalek, czując ulgę.
No i co, chłopcze, życie kobiety nie jest łatwe. Tyle łez, tyle cierpień, ale nie warto rzucać się w otchłań. zauważyła Tekla.
Jagoda opowiedziała, iż dorastała w małej wiosce pod Krakowem, nie znając smutku aż do siedmiu lat. Rodzice ją kochali, była jedynkiem dzieckiem. Potem ojciec zostawił rodzinę, miał już inną żonę i dzieci. Matka, po tym szokiem, zaczęła pić i wyładowywać gniew na córkę. Zaczęła wprowadzać do domu obcych mężczyzn, nie gotowała, nie sprzątała, a ciężar obowiązków spadł na młodą Jagodę. Sąsiedzi dawali jej prace przy ogrodzie, za co dostawała jedzenie. Nie spodziewała się wdzięczności, bo wiedziała, iż rodziny już nie będzie. Ojciec nigdy nie dzwonił, a plotki głosiły, iż wyjechał za granicę. Jagoda była samotna, nie miała przyjaciół, a chłopaki omijali ją, bo jej matka była pijana. Wioska była zamożna, a jej rodzina liczyła się z nikim, więc od małego była wyrzutkiem.
Pewnej nocy, gdy Jagoda spała w małym pokoiku, pod jej drzwi wpadł pijany gość matki. Z trudem wyrwała się i wskoczyła przez okno, uciekając przed tragedią. Do świtu przeszła obok starego, zniszczonego sarnika, a gdy dom ucichł, weszła do swojej szafy, zabrała dokumenty, trochę pieniędzy i rzeczy, po czym wyszła, nie odwracając się. Do wieczora przyjechał jej ojciec Jan, by spotkać się z córką. Zobaczył zgrozę w domu i ruszył na poszukiwania Jagody, pytając sąsiadów, ale nikt nic nie wiedział. Dopiero wtedy dowiedział się, jak naprawdę żyła jego dziewczynka. Płakał w swoim drogim samochodzie, żałując, iż tak późno się zorientował.
Jan był kiedyś kierowcą ciężarówek i podczas jednej z tras poznał bogatą, niezamężną Grażynę. Zlecała ona firmie transportowej kilka przewozów, zawsze domagając się, by przyjechał właśnie Jan. Zyskała jego sympatię i niedługo urodziła mu dwóch synów. Potem poinformowała go, iż wyjeżdża z Rosji.
Chcesz zamieszkać z nami? Jedźmy razem. A jeżeli nie wróć do żony. Kocham cię, Waniu, i będzie mi ciężko bez ciebie, ale nie będę cię przymuszała. Decyzja należy do ciebie. powiedziała Grażyna.
Jan wybrał ją. Żal, iż zostawił Jagodę, nie mógł go już przytłoczyć, a ciągłe pretensje i zazdrość matki Jagody go męczyły.
Pewnego dnia, gdy Jagoda była w szkole, Jan wrócił do domu i przyłapał żonę z jakimś mężczyzną. To był koniec. Gdy dziewczynka wróciła, zobaczyła tylko pijącą matkę, która powiedziała, iż ojciec ich opuścił i nie wróci. Jagoda postanowiła wyjechać do miasta. Tam znalazła mieszkanie u dobrej, samotnej starszej pani Zofii, która wynajęła jej małą pokojik i Jagoda zapłaciła za trzy miesiące z góry. Kiedy umowa się skończyła, Zofia poprosiła Jagodę, by pomagała jej w domu, a w zamian mieszkała za darmo. Przez pięć lat Jagoda dbała o Zofię, a ostatnie dwa lata staruszka była już podwójnym łóżkiem. Gdy Zofia odeszła, Jagoda, płacząc ze smutku, dowiedziała się, iż odziedziczyła małe mieszkanie na obrzeżach miasta.
Później Jagoda poznała Jureka, przystojnego pracownika banku. Myślała, iż wreszcie los się uśmiechnął. Dwa lata szczęśliwego małżeństwa skończyły się, gdy Jagoda przyłapała męża z inną kobietą. Jurek nie przeprosił, wyprowadził kochankę, a potem pobił Jagodę tak mocno, iż trafiła do szpitala. Nie zdążyła powiedzieć mu, iż jest w ciąży. Straciła dziecko, a lekarze twierdzili, iż kolejne ciąże będą mało prawdopodobne. Nie miała już rodziny, domu, a mieszkanie od Zofii Jurek sprzedał po roku i kupił sobie piękny samochód. Jagoda nie protestowała, bo wciąż go kochała.
Po wypisaniu ze szpitala Jagoda wędrowała bez celu, aż nogi same zaprowadziły ją na kolejowy most w Łodzi. Tam Tekla wysłuchała jej historii, nie przerywając, a kiedy Jagoda ucichła, powiedziała:
To dopiero początek. Trzeba żyć, rozumiesz? Jesteś jeszcze młoda, przed tobą wszystko miłość, szczęście. Zostań u mnie na jakiś czas, pracuję cały dzień, wracam dopiero wieczorem.
Jagoda zamieszkała u Tekli na dwie tygodnie. Znowu ktoś dał jej nadzieję, która gwałtownie zaczęła się spełniać. Pewnego dnia przyszedł do nich nowy policjant, podkomisarz Grzegorz, by poznać mieszkańców swojej dzielnicy. Tekli nie było, więc rozmawiał z Jagodą, obiecując, iż wróci, gdy opiekunka wróci. Rzeczywiście przychodził kilka razy i gwałtownie stał się przyjacielem Jagody.
Grzegorz zadzwonił kiedyś do Jagody:
Czy znasz Iwana Andrzeja Sawielowa?
Tak, to mój ojciec.
On od dawna cię szuka.
Ojciec, wzruszony, iż odnalazł córkę, kupił jej dobre mieszkanie, otworzył solidne konto w banku, pomógł znaleźć prestiżową pracę i obiecał częstsze wizyty.
Jagoda postanowiła odwiedzić Teklę, przynieść jej smakołyki i porozmawiać. Tekla leżała z wysoką gorączką, słaba i bezwładna.
Coś mnie ogarnęło, Jagodo! Boję się, iż nie wygram. westchnęła.
Nie, ciociu Teklo. Zadzwończyłam po karetkę, już jedzie, wszystko będzie dobrze. Wierzycie mi? zapewniła dziewczyna.
Wierzę. A teraz posłuchaj. Pracuję w domu dziecka. Jest tam chłopiec, Witalek. Ma pięć lat. Chcę mu zostawić swoją kawalerkę, zostawiłam testament. Niech będzie w twoich rękach.
Kto to? spytała Tekla.
Znasz go. Stał przy oknie od dwóch lat, czeka na swoją zmarłą mamę w czerwonej sukni
Karetka zabrązowała Teklę do szpitala. Po długim pobycie trafiła do sanatorium, a wszystkie koszty opłaciła Jagoda. Kiedy wróciła do pracy, zobaczyła puste okno Witalek został już zaadoptowany. Dzieci w domu dziecka szeptały, iż jego matka w końcu przyszła. Rano, gdy Witalek stał przy swoim miejscu, pojawił się sylwetka kobiety w czerwonej sukni. Chłopiec wydał z siebie krzyk:
Mamo! i pobiegł w jej stronę, bojąc się, iż ją przegapi. Kobieta podniosła rękę, uśmiechnęła się i ruszyła ku niemu.
Jagoda trzymała go w ramionach, płacząc, i obiecała, iż już nigdy nie pozwoli mu poznać bólu. Od tego czasu Jagoda i Grzegorz mieszkają w dużym domu, wychowują Witalka, który szykuje się do szkoły i czeka na przyjście młodszego brata. Z nimi mieszka jeszcze Tekla, wdzięczna Jagodzie i Grzegorzowi za wszystko. Ich ciche szczęście tkwi w miłości, którą codziennie sobie dają.











