Z życia wzięte. "Póki jeszcze żyjesz, musimy się rozwieść": Oznajmił mój mąż przed wyjazdem nad morze z kochanką. Gdy wrócił z wakacji, był zaskoczony

zycie.news 1 tydzień temu

Właśnie po raz trzeci w tym tygodniu przyszedł lekarz i wypowiedział te słowa, których żadna kobieta nie chce usłyszeć: „To nowotwór. Ale mamy szansę, jeżeli podejmiemy walkę natychmiast”.

Chciałam walczyć. Miałam dla kogo – dla dzieci, dla siebie, dla życia. Myślałam też, iż mam męża.

Ale on tylko stał przy oknie i patrzył gdzieś w dal. A potem powiedział spokojnie, bez cienia emocji:
– Zanim jeszcze żyjesz… musimy się rozwieść.

Myślałam, iż źle słyszę. Że może to szok, może strach. Ale nie. W jego oczach nie było smutku, tylko… wyczekiwanie.

– Jadę nad morze. Z Magdą. Muszę zacząć nowe życie. Ty… masz swoje sprawy.

Magdą. To była jego koleżanka z pracy. Teraz – nowa miłość. Mówił, iż to się „zdarza”. Że nie chciał mnie ranić. Że nie może „marnować swojego życia w cieniu cudzego końca”.

Spakował się jeszcze tego samego dnia. Gdy wychodził, zostawił dokumenty rozwodowe na szafce przy łóżku. A ja zostałam – z rurką w ręce, z wenflonem w ramieniu i sercem, które pękało bardziej niż moje ciało.

Ale nie umarłam. Ani wtedy, ani później.

Przeszłam operację. Chemia wypaliła mi włosy i wspomnienia, ale nie godność. Przysięgłam sobie, iż jeżeli los da mi drugą szansę – wykorzystam ją inaczej. Dla siebie. Nie dla niego.

Po czterech miesiącach wróciłam do domu. Sama. Słaba, ale żywa. Z głową podniesioną wyżej niż kiedykolwiek wcześniej.

A tydzień później… wrócił on.

Opalony. Pachnący wodą kolońską. Uśmiechnięty. I… sam.

– Magda to jednak nie to – powiedział. – Zrozumiałem, iż popełniłem błąd. Może moglibyśmy… zacząć od nowa?

Spojrzałam na niego. Patrzyłam długo. W ciszy. Potem sięgnęłam do szuflady, wyjęłam dokumenty, które sam mi zostawił. I podałam mu je z powrotem – podpisane.

– Nie. To był błąd, iż kiedyś uwierzyłam, iż mnie kochasz. Ale już się z niego wyleczyłam. Tak samo jak z choroby.

On zbladł. Wyszedł. Nie wrócił.

A ja? Ja żyję. I nie pozwolę już nikomu decydować o moim życiu „zanim jeszcze żyję”.

Idź do oryginalnego materiału