Z życia wzięte. "Wyrzuciła synową z dzieckiem": Odesłała ją do domu pociągiem

zycie.news 2 godzin temu
Zdjęcie: Teściowa, źródło: Pexels


"Namówiłam syna, żeby zabrał do mnie moją synową Irenę i Alę na wakacje" - mówi Anna. Ale Irena była temu przeciwna. Powiedziała, iż nie ma nic do roboty w domu na wsi. Następnego lata w mieście nie było czym oddychać, więc zadzwoniłam do syna i poprosiłam, żeby przywiózł do mnie wnuczkę. Nagle się zgodził. Powiedział, iż przyjedzie w przyszłym tygodniu i przywiezie dziewczynki.

W sumie podróż zajmuje prawie pół dnia. Ale mąż Anny nie martwi się, podobnie jak ona. Przyjeżdżają do domu na wsi na długi czas. Mieszkają tam około dwóch lub trzech miesięcy. jeżeli czegoś potrzebują, syn zawsze przywozi to samochodem. Jak tylko nadejdzie wrzesień, syn przyjeżdża po rodziców i zabiera ich do miasta — Tego lata byli w mieście najwyżej sześć razy.

Irena jest dziewczyną z miasta. Zawsze spędza czas ze swoją córeczką, ma też czas na wizyty w salonach kosmetycznych. Może leżeć w wannie przez godzinę. Oczywiście warunki w domu wiejskim wcale jej się nie podobały. Zwykle jeździła tam na trzy dni, zaciskając zęby. A teraz postanowiła zostać na cały tydzień.

Anna pomyślała, iż to trochę dziwna sytuacja. Ale nie sprzeciwiała się. Ala ma już 1,5 roku. Dziewczynka wspina się wszędzie, rzuca wszystkim dookoła. I siedź tu z nią w dusznym mieszkaniu. Być może Irka zaczynała chorować.

Na początku wszystko było w porządku. Mój syn przyprowadził swoją synową i Alę. Został na weekend. Wszyscy spali na pierwszym piętrze. W końcu, po wyjeździe mojego syna, to była prawdziwa katastrofa...

Irka milczała przez chwilę, a potem zmarszczyła nos w piskliwy sposób. Śmierdziało drewnem albo jedzenie było zbyt tłuste. Potem nie mogła się zdecydować, gdzie położyć córkę spać. Dziewczynce jest za gorąco na spanie w mieszkaniu. Więc mój mąż przyniósł klimatyzator. W rezultacie Ala kichnęła. Irka warknął na staruszków, mówiąc, iż przeziębili jej biedną dziewczynkę.

Ogólnie rzecz biorąc, nasza cierpliwość w końcu się wyczerpała. Zakręciło mi się w głowie, ciśnienie wzrosło do 200, a wnuczka leżała z gorączką. Zadzwoniliśmy do sąsiadki. Jest pediatrą. Powiedziała, iż to nic takiego, iż to tylko ząbkowanie, wychodzą trójki, a one są najbardziej bolesne ze wszystkich zębów.

Irena stwierdziła, iż ją okłamujemy. Powiedziała, żebym zadzwoniła do syna, żeby odebrał ją z Alą. Miałam z nią tyle kłopotów, iż z euforią wybrałam numer. Syn w końcu powiedział, żebym poczekała do soboty. Pracuje do wieczora i nie może jechać. Zostały jeszcze trzy dni, żeby znieść to piekło. Ale następnego dnia, kiedy mama rozmawiała przez Skype'a, jej córka wspięła się na pierwsze piętro i spadła.

Wiesz, kto był winny temu, co się stało? Oczywiście ja i mój mąż. Okazało się, iż źle zrobiliśmy schody. Irka zaczęła krzyczeć, iż nie chce tu siedzieć ani minuty dłużej. Zawołała męża i krzyczała. Skoro tak, to pokazałam jej drzwi, wciskając do ręki rozkład jazdy pociągów.

Syn przestał się do mnie odzywać. Ma do mnie jakąś urazę. Widzisz, jestem okropna. Wysłałam jego żonę z dzieckiem na pociąg, a tego, iż ich znosiliśmy i zapłaciliśmy kupę kasy za taksówkę, nie wziął pod uwagę. Jak myślisz, kto ma rację?

Idź do oryginalnego materiału