Złamane serce: opowieść o zdradzie i ocaleniu

newsempire24.com 5 dni temu

— Krzysiu, jestem w ciąży! — powiedziała od progu Kinga, nie dając mężowi chwili na domysły. Zamarł, spojrzał w bok i westchnął: — No cóż… skoro tak wyszło — i gwałtownie pocałował ją w policzek, jakby uciekając przed własnymi uczuciami.

Kinga zakochała się w Krzysztofie, gdy jeszcze studiowała. Pracował w firmie, gdzie odbywała praktykę. Młody, przystojny, już zastępca kierownika działu — wydawał się pochodzić z innego świata. Skromna dziewczyna z prowincji choćby nie marzyła, iż zwróci na nią uwagę. Ale ostatniego dnia praktyk sam podszedł do niej, wręczył pudełko czekoladek i zaprosił na wieczorne spotkanie. Tak zaczęła się ich historia.

Na pierwszej randce wyznał, iż wychował się bez rodziców. Matka wyszła ponownie za mąż i wyjechała, zostawiając go pod opieką babci. Kinga nie powiedziała, iż jej rodzice też nigdy się nią nie interesowali. Całe dzieciństwo — chłód, obojętność, ani odrobiny ciepła. Oboje wiedzieli, czym jest samotność, i może dlatego tak gwałtownie się zżyli.

Po miesiącu Kinga wprowadziła się do Krzysztofa do wynajmowanego mieszkania. Później był ślub. Bez wystawności, skromnie, ale z nadzieją. Marzyli o przyszłości, o własnym domu, o spokojnym życiu. Jedyną kwestią, która ich dzieliła, była sprawa dzieci. Kinga od dawna chciała dziecko, a Krzysztof ciągle zwlekał: „Nam we dwoje dobrze, po co się spieszyć?”

Gdy test pokazał dwie kreski, Kinga długo nie miała odwagi powiedzieć. Bała się osądu, wyrzutów. W końcu się przemogła.

— Zostaniemy rodzicami, cieszysz się? — zapytała.
— Myślałem, iż to będzie później… — odparł, nie ukrywając rozczarowania.

Na pierwsze USG nie poszedł. Czekał w samochodzie. A Kinga wróciła z oczami pełnymi łez i szczęścia — bliźnięta. Dwa malutkie serduszka biły w niej.
— Bliźnięta?! — Krzysztof zbladł. — Nie, tak nie było umówione. Zrób aborcję!

— Co ty mówisz?! Widziałam nasze dzieci… Nie mogę… — płakała Kinga.

Miała nadzieję, iż się pogodzi z tą myślą, iż zrozumie. Ale z każdym dniem się oddalał. Zaczął ją krytykować, iż przytyła, mówił, iż straciła formę. Starała się nie zwracać uwagi. Po narodzinach dzieci było tylko gorzej.

Ola i Ewa — bliźniaczki — stały się centrum jej życia. A Krzysztof… zostawał po pracy, oddalał się, nie chciał pomagać. Kinga znosiła to wszystko — dla dzieci, dla miłości, dla rodziny.

Gdy dziewczynki skończyły półtora roku, wspomniała o powrocie do pracy. Krzysztof usiadł naprzeciwko, patrząc w podłogę:

— I tak się dowiesz… Mam inną. Odchodzę. Dzieci nie porzucę. Ale chcę żyć z nią.

Kinga oniemiała.
— Mówiłeś, iż nigdy nie zrobisz tak, jak twoi rodzice! — wykrztusiła przez łzy.

Odszedł. Najpierw jeszcze przychodził, potem zniknął na dobre. Kinga została sama. Bez pieniędzy, bez wsparcia. Wrócić na wieś? Ale tam nie ma pracy. Tutaj — jest praca, ale nie ma gdzie mieszkać.

Pomógł jej szef — załatwił miejsce w akademiku. Mały pokój, remont, dwoje dzieci — jakoś sobie radziła. Pewnego dnia, gdy próbowała wypchnąć wózek na spacer, usłyszała głos:

— Pozwoli pani pomóc? Jestem Jan. Mieszkam obok.

Pomógł, nie zadając pytań. Potem zaproponował pomoc z remontem. Zaczął odbierać dzieci z przedszkola. Kinga początkowo się odpychała — bała się, ale z każdym dniem Jan stawał się częścią ich życia.

Był zwyczajny, solidny. Jego też zdradzono — żona odeszła do przyjaciela, gdy dowiedziała się, iż nie mogą mieć dzieci. A tu — dwoje maluchów, które pokochał całym sercem.

Gdy oświadczył się Kingi, początkowo odmówiła.
— Mam dzieci. Znajdziesz wolną kobietę.
— Chcę być z tobą. A dzieci to nie przeszkoda, są dla mnie jak własne.

Wzięli ślub. I wtedy, tydzień później, pojawił się Krzysztof.

— Kinga, przepraszam. Zrozumiałem wszystko. Zacznijmy od nowa…
— Za późno. Jestem zamężna. Moje dzieci mają teraz ojca. Prawdziwego.

Zza rogu wyszedł Jan.
— Poznaj, to mój mąż.

Krzysztof odwrócił się, machnął ręką i odszedł… na zawsze.

Minął rok. Kinga i Jan kupili własne mieszkanie. Gdzie teraz jest Krzysztof — nie wiedziała. I nie chciała wiedzieć. Bo szczęście to nie ten, który obiecywał, ale ten, który został.

Idź do oryginalnego materiału