Złowrogi stryj

twojacena.pl 7 godzin temu

**OJCIEC MAREK**

Wujek Marek był zabawny. Niezdarny jak niedźwiadek. Niskiego wzrostu, pulchny, z kręconymi włosami. Miał małe, niebieskie oczy, przejrzyste jak dropsy. Okulary. I dziecięcy wyraz twarzy radosny, naiwny.

Krzysiek bał się mężczyzn. Wzdrygał się na ich głosy, śmiech. Gdy ktoś na ulicy wyciągał do niego rękę choć miał już sześć lat chował się natychmiast za mamę.

Iza! Co ty sobie wychowałaś takiego strachajłę! śmiali się dorośli.

Krzysiek nie był tchórzem. Kiedyś obronił sąsiadkę Zosię przed starszymi chłopakami, którzy zabrali jej piłkę. Stanął przed nią i powiedział twardo:

Zostawcie ją! To dziewczyna. Macie do czynienia ze mną!

I poszli sobie.

No, patrzcie, maluch się odważył! tylko tyle rzekli.

Zosia wzięła go potem za rękę: Chodź, zaprzyjaźnimy się!.

A kiedy kot sąsiadów wdrapał się na drzewo, to Krzysiek pierwszy rzucił się na ratunek. Na szczęście mama zobaczyła przez okno, wybiegła i zawołała sąsiadów. Zdjęli i chłopca, i kociaka. Zabrali kotkę do domu, nazwali ją Mruczką.

W przedszkolu Krzysiek był najodważniejszy, najzdolniejszy. Stawiano go za przykład. ale mężczyzn wciąż się bał.

To zaczęło się, gdy miał dwa lata. Kiedy jego ojciec wysoki, przystojny mężczyzna o czarnych włosach i ciemnych oczach krzyczał na mamę i wymachiwał rękami. Szedł ulicą, a ludzie oglądali się za nim. Bartek był ideałem wyglądu, ale nie charakteru. Krzysiek nie pamiętał, by tata choć raz wziął go na ręce, przytulił, pocieszył.

Przestań beczeć! Nie jesteś babą. Chłopaki nie płaczą! Nie rób z siebie mięczaka. Będziesz spał sam w ciemności, żadnych bajek na dobranoc. I schowaj tego misia, to zabawka dla dziewczynek! Zepsułeś statek? To więcej zabawek nie dostaniesz, niezdaro. Wynoś się. Idź się bawić. Nie zawracaj głowy takie słowa słyszał Krzysiek od ukochanego człowieka.

Później dowiedział się, iż był dzieckiem niechcianym. Ojciec nie zamierzał brać ślubu z mamą zmusili go rodzice.

Kocha cię, Krysiu. Może z czasem to zrozumie. Po prostu taki już jest mówiła mama, głaszcząc go po głowie.

Czas mijał, a nic się nie zmieniało.

Trzeba było poczekać, aż sam zechcę dziecka! Mówiłem ci, humanistko! I co się urodziło? Taki zalękniony mazgaj wrzeszczał ojciec.

Nie podobało mu się w Krysiu nic. Chłopiec się przyzwyczaił. Taty często nie było w domu. Aż w końcu odszedł. Obiecał wysyłać pieniądze, ale dziecka widzieć nie chciał. Nie takiego chciałem. Może kiedyś.

Mama Krysi była ładna. Długie, miodowe włosy, duże oczy dla chłopca wyglądała jak syrena. Ciężko pracowała.

Pewnego dnia wróciła do domu z wujkiem Markiem. Był jej szefem w pracy. Zaoferował podwiezienie, gdy szła z ciężkimi torbami.

Witaj, maluszku. Jestem wujek Marek. Wpadłem na chwilę. jeżeli to nieodpowiednia pora, zaraz pójdę. Przyniosłem ci ciastka. I samolocik jeszcze od dziadka dostałem. Mama mówiła, iż lubisz technikę. A jeszcze pluszowego zajączka popatrz, jaki puchaty! powiedział wujek Marek.

Miał cichy, miękki głos. Przystanął niepewnie w progu. Krzysiek milczał. Znów się bał.

Nic nie szkodzi, Izu. Pójdę już. Chłopiec chce zostać z tobą wujek Marek położył paczki i niezgrabnie ruszył ku drzwiom.

Kiwał się jak niedźwiadek. Krzysiek mimowolnie się uśmiechnął. Rzucił się do niego.

Niech pan nie idzie, wujku!

Wujek Marek wziął go na ręce. Pachniał wodą kolońską, bułeczkami i domem.

Jaki ty śliczny chłopczyk jesteś! Och, jaki piękny! Jak dorośniesz, wszystkie dziewczyny będą za tobą biegać! Iza, patrz, jaki cudowny malec! zachwycał się.

Od tamtej pory często ich odwiedzał. Potrafił w garniturze usiąść na podłodze i bawić się z Krysiem. Czytał mu książki, przynosił nowe. Gdy mama była zmęczona, gotował. Umiał wszystko zupy, kotlety, a jego pierogi były wyśmienite. Tata Krysi nigdy nie stanął przy kuchence. choćby herbaty sobie nie nalał to nie męskie zajęcie.

A dlaczego pan gotuje, wujku Marku? nieśmiało zapytał Krzysiek.

Bo to lubię, Krysiu. Z dużej rodziny jestem, najstarszy. Rodzice zawsze zajęci ktoś musiał nakarmić resztę. A poza tym to takie przyjemne! Zrobić coś z miłością, nakarmić bliskich. Mama się męczy w pracy niech odpocznie odpowiadał wujek Marek.

Ale pan też jest zmęczony. Pan przecież pracował wzruszył ramionami Krzysiek.

Ja twardy jestem, nic mi nie będzie. Latem pojedziemy na moją działkę tam pięknie. Żabka w studni mieszka. Pokażę ci. Połowimy rybki. Nazbieramy mamie stokrotek! wujek Marek przytulił chłopca.

Krzysiek wczepił się w niego rączkami. Najbardziej na świecie pragnął, by wujek Marek nigdy nie odszedł.

Pewnego dnia spotkali na ulicy tatę. Przypadkiem. Był z jakąś kobietą, ledwo stał na nogach.

Kto to? Co, znalazłaś zastępstwo, Iza? gwałtownie się zorientowałaś! Lepszego nie było, tylko to straszydło? zaśmiał się ojciec.

Za nim zachichotała jego towarzyszka.

Wujek Marek milczał.

Tato, to wujek Marek. Nie wolKrzysiek mocniej ścisnął dłoń wujka Marka i powiedział: „Nie musisz się niczego bać, tato, bo teraz ja jestem przy tobie,” a wiatr uniósł te słowa, jakby chciał, by usłyszał je cały świat.

Idź do oryginalnego materiału