Urodziny dziecka, zarówno te organizowane w domu, jak i w przedszkolu czy szkole, rodzice planują z wyprzedzeniem. Kiedy mój syn był w zerówce, rozpoczęły się imprezy organizowane w salach zabaw, parkach trampolin i innych miejscach, w których dzieciaki mogą fajnie spędzić czas. W przedszkolu nie było takiej mody/tradycji, a to chyba też z racji tego, iż te cztero- czy pięciolatki są jeszcze za małe na takie wyprawy. Za dużo w nich wstydu, niepewności i ostrożności. Takim maluchom wystarczy poczęstunek w przedszkolu, życzenia i ewentualnie jakiś drobny upominek, choć to nie jest akurat regułą.
Moje ukochane dziecko
Napisała do nas Beata, mama Filipa, który na początku września obchodził swoje czwarte urodziny. List jest bardzo długi, dlatego przytoczę tylko najważniejsze fragmenty. Beata długo starała się o dziecko. Dopiero w wieku 38 lat udało się jej zajść w ciążę, która była zagrożona. Filipa nazywa swoim wymarzonym cudem, na który czekała całe życie.
"On jest moim oczkiem w głowie, motorem napędowym. Jego narodziny sprawiły, iż moje życie nabrało prawdziwego sensu. Wiem, iż trochę go rozpieściłam, ale nie potrafię inaczej. Tak bardzo chcę, żeby był szczęśliwy.
Z racji tego, iż Filip urodził się na samym początku września, w ubiegłym roku, kiedy rozpoczynał przygodę z przedszkolem, nie organizowałam mu żadnych urodzin dla kolegów i koleżanek. Nikogo nie znał, płakał, w szatni trzymał się kurczowo mojej spódnicy. Atmosfera nie była sprzyjająca. Po jakimś miesiącu wszystko się ustatkowało i odzyskaliśmy równowagę" – pisze.
Miały być prawdziwe urodziny
"Pozostałe dzieci w dniu swoich urodzin przynosiły różne smakołyki: cukierki, ciasteczka, babeczki, żelki. Cały przekrój słodyczy. Rodzice na zebraniu wyrazili zgodę, więc nie było żadnego problemu. W tym roku dokładnie dzień przed urodzinami mojego syna miało miejsce spotkanie organizacyjne. Do grupy Filipa dołączył nowy chłopiec, który jak się okazało, ma uczulenie na czekoladę.
Na zebraniu jego mama poprosiła, by czekolada nie pojawiała się na przedszkolnych urodzinach. Podobno w poprzednim przedszkolu solenizanci przynosili jakieś 'zamienniki' dla chłopca, co doprowadzało go tylko do łez" – czytamy w kolejnym fragmencie.
"I wyobraźcie sobie teraz taką sytuację. Dla Filipa zamówiłam czekoladowy tort w kształcie piłki. Wymarzony, przepiękny, dopracowany w każdym szczególe. Mój syn nie może się doczekać, aż następnego dnia zaniesie go do przedszkola, a tu klops. Jakaś nowa mamuśka wyskakuje mi z taką informacją, a ja choćby nie mam odwagi się jej przeciwstawić.
W domu delikatnie przekazuję tę informację Filipkowi, proponuję zakup jakichś innych słodyczy (oczywiście bez czekolady). Robię dobrą minę do złej gry i przekonuję, iż nic się nie stało. Mój ukochany syn zaczyna płakać, piszczeć i nie chce już słuchać, co do niego mówię. W końcu biegnie do pokoju, krzyczy, iż jutro nie pójdzie do przedszkola i trzaska drzwiami.
Serce mi pęka, ale doskonale go rozumiem. Biorę urlop i następnego dnia zostaję z nim w domu. Rano śpiewamy mu 'Sto lat', wręczamy prezent i po śniadaniu kroimy ten przedszkolny tort. Niby się uśmiecha, ale delikatnie, zapobiegawczo. Widzę, iż jest mu żal, iż przedszkolne urodziny, na które tyle czekał, nie odbyły się.
Nie może zrozumieć, dlaczego nie mógł zanieść czekoladowego tortu. Jest zły, zawiedziony. Krzyczy, iż ten chłopiec popsuł mu urodziny. A co ja mogę? Z jednej strony doskonale rozumiem matkę, a z drugiej myślę o swoim dziecku. Gdybym wcześniej dowiedziała się o alergii kolegi, zamówiłabym tort śmietankowy. Ale teraz było już za późno".