"Nie przypominam sobie, by za moich czasów obchodziło się urodziny w przedszkolu, w szkole – cukierki i tyle. Impreza w domu to była rzadkość, wyjście do Pizzy-Hut czy Burger Kinga to już była droga impreza, na którą było stać jedynie nielicznych. Gdy zostałam mamą, nie znałam wielu rodziców, więc pierwsze przedszkolne imprezy były dużym zaskoczeniem.
Te organizowane 7 lat temu to były głównie tzw. kulki. Syn marzył o urodzinkach w sali zabaw, takich, jakie mają koledzy. Już wtedy był to niemały wydatek, ale na szczęście w grupie syna przyjęło się wyprawianie imprezek parami, dzięki temu koszty organizacji urodzin w sali zabaw można było zredukować.
Rok temu córeczka poszła do przedszkola. Ucieszyłam się, iż jest powrót do klasycznych cukierków lub owocowego poczęstunku. Odśpiewanie Sto Lat, korona dla solenizanta i laurka. Myślę, iż to tyle, ile trzeba w tym wieku. Większą imprezę można zrobić dla rodziny.
Nie może być byle co
W tym roku jednak poprzeczka poszła mocno w górę. Zaczęło się niewinnie, od warsztatów kulinarnych, gdzie każde z dzieci zrobiło swoją własną tabliczkę czekolady. Potem był pokaz magika, spotkanie z alpakami, zaklinacz węży, dmuchańce w ogrodzie, clown, warsztaty chemiczne…
Nie dziwię się, iż dyrekcja się na to godzi, bo to przecież interesujące warsztaty i pokazy, na które przedszkola nie byłoby stać. Zdecydowanie uatrakcyjnia to dzień dzieciakom. Niby nie muszę iść tym tropem, ale córeczka bardzo chce świętować urodziny w przedszkolu, tak samo jak jej koledzy i koleżanki. Gdy pomyślę jednak, iż powinnam dorównać innym, to mi słabo. Zabawa z klanzą i zwijanie balonów brzmią niezwykle ubogo. Rozdanie samych cukierków? Wstyd!
Co gorsza, każdy kolejny pomysł jest oryginalny i zaskakuje (żaden motyw nie był wykorzystany dwa razy)! Nie wiem, czy małe dzieci potrafią docenić takie wyszukane atrakcje. Ale co było złego w zwykłym rozdaniu cukierków z okazji urodzin?".