Lato w mieście okazało się kpiną: "Płacę mniej, ale szkoła to przecież nie przechowalnia"

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Czy taka zabawa powinna w ogóle mieć miejsce podczas lata w mieście? fot. Marek BAZAK/East News


Rodzice, posyłając dzieci na lato w mieście, wierzą, iż te będą miały tam dobrą opiekę i interesujące atrakcje. Nasza czytelniczka nie spodziewała się, iż stałym punktem w harmonogramie dnia będzie... korzystanie z własnej komórki. Jej zdaniem oglądanie filmów czy granie w gry to nie atrakcja dla dzieci, a jedynie wygodnictwo wychowawców.


"Jak wielu rodziców, w tym roku stanęliśmy przed nie lada wyzwaniem, jakim było zorganizowanie córce opieki na lato. Dwa wyjazdy za nami, jeden do dziadków, to trochę mało, by zapełnić ponad dwa miesiące wakacji. Niestety ani ja, ani mąż nie możemy pracować zdalnie. Lenka ma 8 lat, więc w domu sama też nie zostanie.

Pomysłem idealnym wydało się lato w mieście. W okolicy kilka szkół organizuje zajęcia dla dzieci i są one stosunkowo niedrogie. Propozycje zajęć wyglądają świetnie i córka także jest zadowolona z realizowanych aktywności. Ja jednak mam spore wątpliwości co do jakości spędzanego przez dzieci czasu.

Było ładnie, ale na papierze


Na początku choćby się nie zorientowałam, jak to wszystko wygląda. Córka opowiadała o basenie, muzeach i innych wycieczkach czy ciekawych warsztatach. Poznała sporo nowych osób. Byłam pewna, iż spędza czas w miły sposób, ale też w bardzo wartościowy. Było tak do czasu, gdy córka do mnie zadzwoniła.

'Mamo, coś mi się telefon zblokował, możesz zobaczyć limity. Chciałabym pograć, ale nie mogę nic uruchomić' – usłyszałam. Trochę się zdziwiłam. Córka nosi do szkoły telefon, by dać znać, kiedy ją odebrać, jednak nie spodziewałam się, iż go wyciąga do zabawy. W rodzinnej aplikacji ustawiamy blokady na różne treści, ale i limity. Nie są one jakieś wygórowane, bo sami bardzo pilnujemy kiedy i jak korzysta z komórki.

Robiła to ukradkiem?


Powiedziałam, iż jej odblokuję, ale byłam pewna, iż temat musimy przegadać, jak tylko wróci do domu. Zerknęłam na historię, a tam każdego dnia po 2 godziny grania w gierki. Wszystko w trakcie rzekomych zajęć. Byłam zła na córkę, ale po jej powrocie dopytałam o szczegóły. Okazało się, iż to nie do końca jej pomysł.

Panie w ciągu dnia dają uczniom czas, by ci mogli sobie pograć. Ciekawe, dlaczego w harmonogramie dnia tego nie ma? Gdy zapytałam, czy nie może w tym czasie pograć w planszówki albo poczytać, to powiedziała wprost, iż wszyscy grają na telefonach i nie chce być gorsza.

Mnie się to w głowie nie mieści. Przecież ja daję dziecko na odpłatne zajęcia, a nie do przechowalni. To, iż nie są to drogie warsztaty czy półkolonie, nie powinno mieć wpływu na jakość opieki. Ktoś pobiera pensję za zajmowanie się tymi dziećmi. Sadzanie ich przed jakimkolwiek ekranem to jest wygodnictwo i leserstwo. Czuje się bardzo oszukana i zawiedziona!".

Idź do oryginalnego materiału