"Mój syn wrócił z przedszkola z płaczem. Nauczycielka nie miała prawa o to pytać"

mamadu.pl 2 tygodni temu
Rok szkolny rozpoczął się na dobre. Przedszkolaki i uczniowie szkół wystartowali. Jedni z ponurą, a drudzy z uśmiechniętą miną. Przed największym wyzwaniem stają maluszki, które rozpoczynają swoją przygodę z przedszkolem. Nauczycielki wymyślają zabawy adaptacyjne i starają się, by ten trudny czas upłynął w możliwie najmilszej atmosferze. Jednak jak twierdzi Ola, wychowawczyni jej syna posunęła się o krok za daleko.


Napisała do nas Ola, mama Tymka. Chłopca, którym w tym roku po raz pierwszy poszedł do przedszkola. "To skandal, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca w państwowej placówce" – czytamy we wstępie listu. Przyznaję, iż spodziewałam się najgorszego. Fakt, sytuacja nie jest kolorowa, ale czy warto się aż tak denerwować?

Czy ona miała prawo tak zapytać?


"Nie będę owijała w bawełnę. Nie należymy do najzamożniejszych i czasami muszę się nieźle nagimnastykować, by związać koniec z końcem. Kupuję na wyprzedażach, dwa w cenie jednego, trzecia rzecz 70 proc. taniej. Różnie kombinuję.

W tym roku wszystko pokomplikowało nam się jeszcze bardziej. Na remont samochodu musieliśmy wydać dobrych kilka tysięcy, które mieliśmy odłożone na czarną godzinę. Na choćby najskromniejsze wakacje już nie starczyło.

I proszę sobie wyobrazić taką sytuację. Zapłakanego i pociągającego nosem syna prowadzę do przedszkola. Przekonuję, iż będzie dobrze. Dodaję mu otuchy i obiecuję lizaka w nagrodę. Jest mi ciężko, jest mi źle. Nie mogę patrzeć na smutek, który przepełnia jego oczy. Jest zrozpaczony, ale zgadza się spróbować. Widzę, iż walczy sam ze sobą, ale idzie.

Po niespełna trzech godzinach odbieram Tymka, który idzie ze spuszczoną głową. Widzę, iż coś go dręczy, iż nie może sobie z czymś poradzić. Był skryty, nie chciał powiedzieć, co się stało. Jednak udało mi się z niego wyciągnąć to, co najważniejsze. Dowiedziałam się wszystkiego.

Po śniadaniu dzieci usiadły w kółeczku, a ciocia poprosiła, by opowiedziały o swoich wakacjach. Gdzie były, co robiły. Jedne były nad morzem, drugie w górach. Kiedy wychowawczyni próbowała coś wyciągnąć z Tymka, zachęcić go do zwierzeń, ten uciekł w kąt i powiedział, iż chce do mamy.

Przypuszczam, iż wychowawczyni nie miała złych intencji. Chciała przywołać w dzieciach miłe, wakacyjne wspomnienia. Może i w przypadku niektórych maluchów udało jej się osiągnąć zamierzony cel, ale nie w przypadku Tymka.

Tylko się zniechęcił


Mojemu synowi zrobiło się przykro, poczuł się gorszy od innych. I przyznaję, miał do tego prawo. Jak ten maluszek musiał się czuć, słuchając tych wszystkich wakacyjnych opowieści? choćby nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Rozpoczęcie przygody z przedszkolem jest dla niego ogromnie stresującym przeżyciem, a tu jeszcze coś takiego. Takie pytanie może paść w prywatnym przedszkolu, do którego chodzą dzieci zamożnych rodziców. Ale na litość boską, nie w państwowej placówce, do której uczęszczają dzieci rodziców z różnym statusem materialnym.

Nie chcę pierwszego dnia robić zadymy i pokazywać swojego niezadowolenia. jeżeli jednak podobna sytuacja będzie miała jeszcze raz miejsce, już nie odpuszczę. Nie pozwolę, by ktokolwiek sprawiał mojemu dziecku przykrość i powodował, iż poczuje się gorsze".

Idź do oryginalnego materiału