Place zabaw to nasze miejsce
Wiadomość od Iwony zaczyna się raczej niewinnie: "Jestem matką, więc wizyty na placu zabaw to dla mnie chleb powszedni. Bywam na nich często, w naszym mieście jest ich kilka i każdy znam jak własną kieszeń. Mieszkamy w mieście wojewódzkim, więc kiedy tam idę, to nie kojarzę wszystkich rodziców i opiekunów. Jest jeden taki miejski plac, na którym popołudniami po szkole i przedszkolu jest naprawdę dużo osób. W pobliżu są dwa przedszkola i jedna podstawówka, więc po pracy wszyscy z dziećmi przychodzą tam spędzić jeszcze trochę czasu w powietrzu i słońcu.
Niedawno byłam tam z moją 5-latką i 9-latkiem. To było w długi weekend, więc ludzi było jeszcze więcej, bo sporo osób miało urlop. Było przyjemnie ciepło, więc zaszliśmy do sklepu, który jest tuż obok, po napoje. Po przyjściu, dzierżąc kubek z kawą na wynos, siadłam na ławce i obserwowałam moje dzieciaki, które pobiegły się bawić. Są już w takim wieku, iż nie muszę za nimi biegać i ich asekurować, ale nie wyobrażam sobie nie patrzyć na nie i nie kontrolować tego, co robią".
Matki chcą odetchnąć
Nasza czytelniczka zauważyła na placu zabaw pewną niecodzienną sytuację: "To jest ten etap macierzyństwa, w którym w końcu w takich chwilach mam moment wytchnienia. Piję ciepłą kawę, świeci słońce, dzieciaki pożytkują swoją energię, więc wieczorem łatwiej pójdzie usypianie ich. Kilkanaście metrów ode mnie na drugiej ławce siedziały też dwie kobiety.
Myślałam, iż to matki, które przyszły tam z pociechami. Po dłuższej chwili kiedy je obserwowałam, okazało się, iż tylko jedna z nich ma dziecko. Chłopiec, na oko 2-letni, chodził po sprzętach przeznaczonych dla mniejszych dzieci, a kilka kroków za nim pilnował go mężczyzna, prawdopodobnie jego tata. Poznałam, iż kobieta i mężczyzna są razem po tym, iż pani kilka razy krzyknęła coś do niego i dziecka, miała przy sobie też torbę z dziecięcymi rzeczami.
Nie było w tym widoku nic niezwykłego – panie siedziały sobie, korzystały ze słońca, relaksowały się i rozmawiały. Jedyne, co w tym obrazku było nie w porządku to dwie butelki, które kobiety miały przy sobie. Siedziały na ławce pośrodku placu zabaw, dookoła bawiły się dzieci, a one sobie piły piwko podczas miłego spotkania. No i wszystko fajnie, ale dlaczego robią to w takim miejscu? Czy, skoro dziecko jest pod opieką ojca, panie nie mogły pójść porozmawiać do jakiejś kawiarni czy baru?" – denerwuje się mama dwójki.
Picie przy dzieciach to norma
Kobieta przyznaje, iż widok pijących rodziców budzi jej niepokój, kiedy w pobliżu są dzieci: "Widok dwóch kobiet, które mogłyby mieć dzieci pod opieką (bo gdybym się nie przyjrzała sytuacji, tak bym to interpretowała) i które sobie 'piwkują' był dla mnie wstrząsający. Podeszłam do nich i zwróciłam im uwagę, iż to chyba nie jest miejsce na picie alkoholu, bo dzieci patrzą się na to. Usłyszałam tylko, iż to nie moja sprawa, a jak mi przeszkadza, to powinnam wezwać policję.
Przyznaję, iż nie zrobiłam tego, ale teraz trochę żałuję, bo panie pewnie poczuły się dzięki temu bezkarne. Mnie też zdarza się pić alkohol z jakichś okazji, ale w takiej codziennej sytuacji w miejscu publicznym jest to dla mnie nie do pomyślenia, szczególnie iż obok było dziecko jednej z nich. Nie rozumiem, jak można uczyć dzieci od małego, iż siedzenie z piwem na ławce to fajna forma relaksu.
Dodatkowo kiepskim widokiem były kobiety pijące, kiedy to facet zajmował się dzieckiem, ale to już moja prywatna opinia, bo w tej kwestii ktoś może mieć inne zdanie. Chciałam się podzielić moim niesmakiem w kwestii pań pijących na placu zabaw. Czy wy też uważacie, iż gdyby wyszły za teren dla dzieci i siadły choćby na ławce 20 metrów dalej, to by było mniej szokujące? Dlaczego dzieci mają oglądać pijące matki?" – pyta na koniec oburzona czytelniczka.