Początek roku może być cenną lekcją dla dzieci. Tymczasem sami nakręcamy wyścig szczurów

mamadu.pl 4 tygodni temu
Najwięcej zakupów dla naszych dzieci robimy chyba właśnie na początku roku szkolnego. Poza wyprawką często także trzeba odświeżyć garderobę czy dokupić ubrania na jesień. To pora, gdy niektórzy decydują się także na remont pokoju czy choćby nowe biurko. Ten czas można wykorzystać, by dać naszym pociechom bardzo cenną lekcję zarządzania budżetem. Zdaniem Kamili dzieje się jednak coś zupełnie przeciwnego.


"Wielu rodziców nie lubi września, bo to chaos organizacyjny, ale także bardzo dużo wydatków. Poza zeszytami i przyborami szkolnymi trzeba kupić kapcie, buty, ubrania. U nas w tym roku konieczna jest wymiana biurka. 300 zł to kropla w morzu jesiennych potrzeb.

Ten plan był dobry


Myślę, iż jest to niemałe wyzwanie dla dorosłych, ale warto ten czas dobrze wykorzystać, by 'nie popłynąć' zbyt mocno z wydatkami. Jeszcze w czerwcu córka zrobiła przegląd tego, co zostało jej z ubiegłego roku i tak powstała lista rzeczy, które musimy kupić. Stworzyłyśmy także drugą, która zawiera to, co córka chciałaby mieć, ale wcale nie jest to konieczne.

Przez całe lato miałyśmy kompletować wyprawkę, kontrolując wydatki, tak by na koniec móc podjąć decyzję, na co możemy sobie jeszcze pozwolić. Plan nauki zarządzania budżetem wydawał się świetny do czasu, gdy do akcji wkroczyły koleżanki córki…

Te słowa mnie załamały


Byłam przekonana, iż Emilka rozumie zamysł robienia tych list. Nie przewidziałam jednak tego, iż coraz większy wpływ na to, czego chce, mają jej koleżanki i koledzy. Na klasowej grupie na WhatsApp niedawno wywiązała się rozmowa na temat wyprawki szkolnej.

Dzieciaki zaczęły się chwalić, co już mają i co jest teraz modne itd. Początkowo nie widziałam w tym nic niepokojącego, jednak zaczęły się teksty w stylu: 'Zeszłoroczny piórnik to obciach', 'Spaliłabym się ze wstydu, gdybym przyszła do szkoły ze starym plecakiem', 'Rodzice kupili mi wszystko, co chciałam, a twoi ci żałują? Nie stać was?' itp.

Córka zaczęła więc negocjować także i nowe rzeczy dla siebie, choć wiele z nich uznałyśmy wcześniej za niepotrzebne. Presja jest olbrzymia i choć bardzo chciałabym być konsekwentna, to przecież także nie chcę, by moje dziecko na tym ucierpiało: by inni się z niego śmiali czy wytykali palcami. W sumie to stać mnie nowy plecak i piórnik, zakreślacze i długopisy. Sama pamiętam, jak bardzo było mi przykro, gdy moja mama mi odmawiała. Myślę, iż wielu rodziców tak ma.

Tylko czy przypadkiem chroniąc przed przykrościami, nie wyrządzamy dzieciakom jeszcze większej krzywdy? Ulegając takiej presji w imię 'dobra dziecka', tak naprawdę nie ustalamy limitów, nie mówimy 'nie'. Sami chyba nie dostrzegamy, jak bardzo rozpieszczamy to pokolenie, a może po prostu bardzo chcemy je rozpieścić?".

Idź do oryginalnego materiału