"Syn wyjechał na kolonie, myślałam, iż będę szaleć z tęsknoty. Drugiego dnia poczułam ulgę"

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Syn przeżył wspaniałą przygodę. fot. Michal Wozniak/East News


Co czułyście, kiedy wasze dziecko po raz pierwszy wyjeżdżało na kolonie lub obóz? Przypuszczam, iż towarzyszył wam lęk, niepokój, a może i niedowierzanie, iż wasze maleństwo w mgnieniu oka stało się zaradnym i samodzielnym człowiekiem. A jakie uczucia i emocje pojawiły się następnego dnia? Kiedy zostałyście same?


Patrzymy na swoje dzieci jak w obraz. Gdy są małe, zachwycamy się każdym uśmiechem, spojrzeniem i doceniamy każdą umiejętność. Podziwiamy i chwalimy postępy. Jesteśmy dumne, iż wybrały nas na swoje matki. Kiedy śpią, nie potrafimy oderwać od nich wzroku. A potem pojawiają się schody...

Ach ten czas


Gdy dopadnie mnie melancholia, w mojej głowie pojawia się wiele myśli, pytań i wątpliwości. Nie mogę pogodzić się z tym, iż ten czas płynie tak nieubłaganie szybko. Że gna, galopuje i na nikogo nie zwraca uwagi. Nikim się nie przejmuje i nie słucha, gdy prosimy, żeby zwolnił.

Bo to trochę niesprawiedliwe, iż te nasze słodkie maleństwa, które dopiero co przyszły na świat, już powoli szykują się do wylotu z gniazda. Mój niespełna 8-letni syn ma już swoje sprawy, swoje tajemnice, którymi nie chce się ze wszystkimi dzielić. Nie opowiada na prawo i lewo o tym, co go spotkało, co było miłe, a co sprawiło mu przykrość.

Z roku na rok jest coraz bardziej świadomy otaczającego świata i jasno komunikuje, co mu się nie podoba. Za rok prawdopodobnie wyjedzie na swoje pierwsze w życiu kolonie, a ja będę odliczała dni, godziny i minuty do jego powrotu (tak przypuszczam).

Miałam tęsknić, nie tęskniłam


Napisała do nas Halina, mama 9-letniego Tadzia. To krótki, ale szczery i przejmujący list. A słowa w nim zawarte pokazują, jak wygląda matczyna rzeczywistość.

"Tadek wyjechał z kolegami na kolonie. Nie byłam do końca pewna, czy na taką samodzielną wyprawę jest już w pełni gotowy, ale sam chciał. Na początku próbowałam zasiać w nim ziarno niepewności, chciałam, by się dokładnie zastanowił, przemyślał. Bałam się, iż 10-dniowa rozłąka to dla niego za dużo. I przyznaję, iż bałam się też o siebie. Nigdy się na tyle nie rozstawaliśmy. Myślałam, iż nie będę umiała sobie znaleźć bez niego miejsca, iż pojawią się łzy i ogromna tęsknota.

Łzy napłynęły mi do oczu podczas pożegnania, ale starałam się być dzielna. Wzięłam głęboki oddech. Wróciłam do domu i poczułam taki wewnętrzny luz. Mąż był w pracy, ja miałam tego dnia wolne. Włączyłam muzykę, wzięłam lody i w spokoju usiadłam na kanapie. Było CUDOWNIE! Kolejne dni wcale nie były gorsze.

Tak, zastanawiałam się, co syn robi, cieszyłam się, gdy dzwonił. Ale wierzcie mi lub nie, ale przez te 10 dni nie zatęskniłam ani razu. To był czas dla mnie, czas na reset i wzięcie głębokiego oddechu. Pierwszy raz od 9 lat byłam sama ze sobą (męża nie liczę). I tak bardzo potrzebowałam takiego odpoczynku. Jedliśmy na mieście. Nie gotowałam obiadów, zakupy robiłam sporadycznie. Nie musiałam wymyślać żadnych atrakcji. W domu panowała cisza i spokój, słyszałam swoje myśli.

Syn wrócił z uśmiechem na ustach, a ja wróciłam z nową energią i głową pełną pomysłów. Tylko kiedy tak siedzę na spokojnie i się zastanawiam, w mojej głowie pojawia się jedno pytanie: 'Czy ja jestem złą matką?', 'Czy miałam prawo nie tęsknić za swoim dzieckiem?'".

Idź do oryginalnego materiału