Na pierwszym zebraniu poruszane są wyłącznie kwestie organizacyjne. Wychowawczyni przedstawia swoje pomysły, omawiana jest kwestia szkolnej wycieczki i wybierana zostaje trójka klasowa. Poruszana jest kwestia przyprowadzania i zabierania dzieci ze szkoły, a także sprawy dotyczące świetlicy. A do tego biurokracja, czyli mnóstwo papierów do podpisania i wypełnienia.
Po co mi to?
Znam rodziców, którzy za szkolnymi/przedszkolnymi zebraniami nie przepadają. I nie lubią ich do tego stopnia, iż po prostu nie biorą w nich udziału. Zostają w domu, a potem dopytują, co zostało ustalone. W biegu, na korytarzu, podpisują zaległe zgody, oświadczenia, upoważnienia i choćby dokładnie nie czytają ich treści.
Wychowawczynie żalą się, iż rodzice nie pojawiają się na zebraniach, a potem proszą o indywidualne spotkania, bo nagle chcą wyjaśnić, czy ustalić pewne kwestie. Marnują swój i ich czas.
Nigdy tego nie podpiszę!
Odezwała się do nas jedna z mam, która kilka dni temu wróciła z zebrania szkolnego swojego dziecka. Tak jak każdy z rodziców, otrzymała do podpisania różne zgody, ale jedna z nich wzbudziła w niej szczególny lęk i niepokój. "Zgoda na wyjścia poza teren szkoły" – tak była zatytułowana. I o ile w pierwszej części nie pojawiło się nic niepokojącego, to druga nie jest już taka oczywista.
"Wyrażam zgodę na przeprowadzenie wszelkich niezbędnych zabiegów lub operacji w stanach zagrażających życiu lub zdrowiu mojego dziecka" – czytamy.
Nie ukrywam, iż sama zastanowiłabym się dwa razy, zanim podpisałabym taką zgodę. Prawdą jest, iż lekarz przed przeprowadzeniem operacji dziecku musi uzyskać zgodę rodzica/przedstawiciela ustawowego, a gdy nie ma takiej osoby, niezbędne jest zezwolenie sądu opiekuńczego.
Przypuszczam, iż zgoda została sporządzona tylko i wyłącznie z myślą o dobru dziecka, jednak czy nie wykracza ona poza pewne ramy, bariery i granice? Czy to nie rodzic powinien zdecydować, czy wyraża zgodę na przeprowadzenie danego zabiegu i operacji, czy też nie? Przecież powinien zostać wcześniej poinformowany i powinien mieć prawo dokonania wyboru, oczywiście jedynego słusznego.
Domyślam się, iż niektórzy rodzice zastanowili się dokładnie, zanim podpisali przygotowaną przez dyrekcję zgodę, ale być może są też i tacy, którzy wyrazili sprzeciw i powiedzieli: "nie".
Podpisałam w życiu wiele zgód, oświadczeń i innych dokumentów, ale z czymś takim jeszcze nigdy się nie spotkałam.