"Lada moment zaczyna się rok szkolny i wszyscy debatują nad tym, czy 300 złotych wystarczy na szkolną wyprawkę. Zdaniem jednych trzeba do zakupów podejść rozsądnie, są i tacy, którzy uważają, iż przecież we wrześniu pozostało 800 plus. Tylko czy naprawdę uważacie, iż 1100 zł pokryje wszystkie potrzeby nastolatka?
Pod ciągłym nadzorem
Mam wrażenie, iż wypowiadają się jedynie rodzice dzieciaków z klas 1-3, gdzie tani zeszyt czy stary plecak nie ma znaczenia. Też taka byłam kiedyś 'mądra', ale starsze klasy to prawdziwa szkoła życia. Przestaje liczyć się sam wzór, a wchodzą metki: na piórnikach, plecakach, zeszytach, ciuchach. Wszystko jest lustrowane, dokładnie oglądane i oceniane przez rówieśników.
Zakupy na wrzesień to nie tylko wyprawka szkolna, ale także markowe buty i ciuchy na WF i na co dzień. We wrześniu trzeba przecież coś nowego pokazać. Nie masz tego co 'wszyscy'? Jesteś zdyskwalifikowany towarzysko i stajesz się pośmiewiskiem. Może nie w każdej szkole aż tak to działa, ale ja nie wyobrażam sobie skazywać mojego dziecka na społeczny niebyt.
Błędne koło
Niby mogę tłumaczyć i mówić, iż to przecież nie ma znaczenia, liczy się wnętrze, to, co masz w głowie, talent i umiejętności… I co potem? Mam puścić dziecko do jaskini lwa, gdzie zostanie rozszarpane, bo ma niemarkowe buty z przeceny?
Na początku też myślałam, iż to wszystko można przegadać, wyjaśnić. Pokazać, iż są rzeczy ważniejsze niż te materialne, ale ja autentycznie boję się brnąć w to dalej. Nieraz był płacz, bo ktoś się śmiał, pojawił się lęk, iż ktoś wytknie palcem, żal, iż rodzice nie rozumieją.
Wolę wziąć pożyczkę i spłacać ją przez kolejne miesiące niż skazywać własne dziecko na nieprzyjemności. Teraz rówieśnicy i te wszystkie rzeczy to ich cały świat. To nie rozpieszczanie, a okazanie wsparcia w tym jakże pokręconym świecie. Owszem, ktoś to napędza, ale ja w tej chwili dostrzegam, iż stawianie oporu może dziecku tylko zaszkodzić".