Ten trend jest nie do zatrzymania. Jeden objaw u milenialsów trudno zbagatelizować

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Ten trend widać coraz wyraźniej. Pokolenie milenialsów doświadcza zmęczenia, które zmienia sposób, w jaki żyją. To zjawisko dotyczy nie tylko rodziców, ale coraz większej liczby osób. Wciąż pozostaje pytanie, co zrobić, by przerwać ten cykl?


Chęć zostania w domu – nowy trend, który coraz bardziej widać


Jestem z pokolenia urodzonego w latach 80. i po raz pierwszy zaczęłam zauważać ten trend, kiedy zaczęło mi brakować sił na cotygodniowe wyjścia z przyjaciółkami. Na początku pandemii, kiedy wszystko stanęło w miejscu, spędzaliśmy z rodziną więcej czasu w domu. I to właśnie wtedy zrozumiałam, jak bardzo zaczynam tęsknić za spokojem, który dają własne cztery ściany.

Wydawało mi się, iż po zakończeniu lockdownu, wrócimy do swoich dawnych rytuałów: spotkania ze znajomymi, randki z mężem, wieczory w kinie czy spontaniczne wyjścia na miasto. Ale im więcej czasu mijało, tym mniej miałam ochoty na opuszczanie domu. Zamiast tego zaczęłam doceniać te proste chwile – wieczory w piżamie, czas spędzony z dzieckiem, leniwe poranki przy kawie. Na początku nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje, ale teraz widzę, iż to zjawisko dotyczy nie tylko mnie, ale coraz więcej rodziców w moim otoczeniu.

Zmęczenie codziennością, które zmienia nasze priorytety


Zawsze byłam osobą towarzyską, pełną energii, gotową na spotkania z przyjaciółmi czy wyjścia na różne wydarzenia. Ale z czasem poczułam, iż wszystko stało się zbyt męczące. Codzienne obowiązki, praca, szkoła, przygotowania do dnia – wszystko to zabierało mi coraz więcej energii. Mój dzień wyglądał tak, jakbym biegała w kółko, próbując ogarnąć wszystkie obowiązki. Zamiast cieszyć się wyjściami, zaczęłam odczuwać, iż moja energia nie wystarcza już na nic poza tym, co absolutnie konieczne.

Wieczorem jedyne, na co miałam ochotę, to cisza, spokój i kilka chwil z książką albo oglądaniem serialu. I tak powoli, dzień po dniu, zaczęłam rezygnować z planów i wyjść, które kiedyś były dla mnie priorytetem. To przekształciło się w prawdziwy trend – potrzeba bycia w domu, w swoim własnym azylu.

Homebody – czy to już nowa normalność?


Zaczęłam zauważać, iż nie jestem w tym sama. Moje koleżanki, które zawsze miały pełne


kalendarze, teraz często mówią mi, iż cieszą się, kiedy mogą spędzić cały weekend w domu. Okazuje się, iż ten trend, który zaczął się od konieczności zamknięcia w czterech ścianach, przerodził się w coś, co stało się nową normą. Wydaje mi się, iż nie chodzi tu tylko o wygodę, ale o coś głębszego – o tęsknotę za spokojem, ciszą i równowagą, które dają nam nasze domy.

Zamiast gonić za życiem towarzyskim, które nieustannie porywało nas wcześniej, teraz coraz chętniej zostajemy w swoich bezpiecznych przestrzeniach. Owszem, czasem brakuje mi spotkań, śmiechu z przyjaciółmi czy chwili na zewnątrz, ale wciąż czuję, iż dom stał się moją oazą. Chyba coraz więcej ludzi w moim otoczeniu czuje dokładnie to samo – odkrywanie wartości bycia w domu zyskuje na popularności.

Nie chodzi tylko o lenistwo – to powrót do siebie


Z perspektywy mamy muszę przyznać, iż tak naprawdę to nie lenistwo, tylko zrozumienie, iż mój czas jest cenny, a moje zasoby energii ograniczone. Wcześniej czułam presję, by być wszędzie – na wszystkich spotkaniach, imprezach, wydarzeniach. Teraz wiem, iż bardziej cenię chwilę, kiedy mogę po prostu odpocząć w domu. I to nie jest tylko kwestia wygody, to chyba bardziej powrót do prostych rzeczy, które naprawdę

mnie uszczęśliwiają.

Patrzę na moją rodzinę, na nasz dom i czuję, iż jestem tu, gdzie powinnam być. Mam czas na rozmowy, na wspólne gotowanie, na tę prostą, ale wartościową bliskość. Nie muszę już gonić za wszystkim, co widać na Instagramie czy u sąsiadów – nie muszę już nikomu nic udowadniać. To naprawdę cudowne uczucie – bycie w domu, które stało się moją oazą.

Powrót do prostych przyjemności


Czasem myślę, iż ten trend to powrót do tego, co kiedyś wydawało się naturalne.

Dawniej to życie toczyło się wokół domu – wspólnych posiłków, rozmów przy herbacie, dzieci bawiących się na podwórku. Teraz, w świecie pełnym bodźców, pędzącego życia i social mediów, stajemy się bardziej świadomi tego, co naprawdę daje nam szczęście. Dla mnie to po prostu ten moment, kiedy wszyscy siedzimy razem w salonie, dziecko bawi się na dywanie, a ja cieszę się, iż nie muszę nigdzie wychodzić, by poczuć się spełniona.

To niesamowite, jak po prostu zostając w domu, można odzyskać energię, czuć się dobrze i być w zgodzie ze sobą. Zaczynam doceniać to, co wcześniej wydawało się tak mało ekscytujące – ale dla mnie stało się to najpiękniejszą częścią dnia.

Idź do oryginalnego materiału